Ultramaraton Zielonogórski po raz trzeci

W tym roku odbyła się już czwarta edycja ultramaratonu zielonogórskiego wiodącego nowymi granicami Zielonej Góry. Kolejny raz wielu z Was zmierzyło się w pojedynkę z dystansem 103 km. Inni tak jak ja próbowali swoich sił w sztafetach.

Pierwsze ultra

Dla mnie to trzeci raz, gdy walczę ze sobą na tej trasie. Pierwszy raz swoich sił spróbowałem w roku 2016 podczas drugiej edycji biegu. Wraz z Krzyśkiem, Grzesiem i Michałem pokonaliśmy trasę ultramaratonu w 8 godzin 21 minut i 26 sekund brutto, zajmując wysokie bo 7 miejsce. Dobrze pamiętam dzień startu i ostatnie kilometry trasy. Razem z Grzegorzem walczyliśmy na końcowych kilometrach o 6 miejsce z ekipą Biegowe Słubice 2 ostatecznie przegrywając. Tempo biegu na ostatnim odcinku, który jak pewnie wiecie jest ostatnim większym podbiegiem spadło mi do 4:54 min/km. Wcześniejsze 10 km odcinki pokonałem ze średnim tempem 4:23 i 4:37 min/km. Taki spadek tempa oznaczał wyłącznie jedno. Dla mnie było to zdecydowanie za dużo, jak na ówczesny stan wytrenowania. Miałem już zdecydowanie za mało sił żeby utrzymać poprzednie tempo.

Pierwszy start w duathlonie

Wraz z informacją o kolejnej edycji biegu, pojawiła się możliwość startu w nowych kategoriach. Z uwagi na to, że nie trenowałem jazdy rowerem oraz miałem już styczność z naszymi lokalnymi amatorami zdecydowałem się wystartować w tandemie z Jarkiem. Dla tych, którzy nie znają Jarka dodam, że jest to w naszej okolicy jeden z najlepszych zawodników kolarstwa. Szczęście sprawiło, że w odpowiednim momencie miałem z nim dobry kontakt. Zatem start w roku 2017 zapowiadał się ciekawie. Obaj czuliśmy, że jesteśmy w stanie zawalczyć o podium.

Nie byłem jeszcze w szczycie formy. Do pokonania było 30 kilometrów leśnych duktów podzielonych na dwa etapy. Na początku piętnasto kilometrowy bieg. Później zmiana z rowerzystą i walka na trasie 73 kilometrów. Na samym końcu ponownie 15 kilometrów biegu do mety. Na liście zawodników było wielu bardzo dobrych biegaczy co dodatkowo mnie motywowało do pracy. Z własnym planem solidnie przygotowywałem się do startu. Dieta i wszystkie jednostki treningowe zaplanowałem dokładnie tak, aby podczas dwukrotnego pokonania 15 km trasy (start – jeleniów, przylep – meta) nie dać się przegonić.

Początkowo plan był prosty. Na rowerze dostaje przewagę, którą dowożę do mety. Los sprawił jednak, że zanim wystartowałem na punkcie zmian tuż obok lotniska pojawili się kolarze dwóch innych ekip. Patrzyłem jak startował pierwszy biegacz i za chwile już go nie było widać wśród budynków zlokalizowanych koło lotniska. Mimo, że trasa w tym miejscu idzie lekko pod górkę asfaltowa droga pozwala łatwo utrzymać tempo dając wrażenie, że każdy z biegaczy nieźle zasówa. Trzy minuty później pojawia się kolejny kolarz i kolejny biegacz ruszył w trasę. Po kolejnych 2 minutach pojawił się mój partner. Zdyszany i zmęczony ale z uśmiechem na twarzy. Szybko robimy zmianę, wymieniamy informację. Zagrzany do boju ruszam w pościg.

Początek drugiego odcinka

Wystartowałem o wiele za szybko. Tempo pierwszego kilometra zmierzyło mi w okolicach 3:58 min/km. Tętno z tego powodu szybko poszybowało w górę. Wiedziałem, że długo tak nie pociągnę ale nie chciałem jednak odpuścić i postanowiłem powalczyć. Chwile później mijając kolejny mniejszy podbieg i torowisko w oddali zauważyłem biegacza. To natychmiast postawiło mnie na nogi. Nie wiedziałem w jakim tempie biegnie ale wiedziałem, że muszę go złapać. Tempo kolejnych odcinków były różne ale trzymałem się w granicach 4:15 min/km. Co z tętnem? Cały czas było poza strefą komfortu.

Przełom pojawił się w okolicy 6 km i miejsca, gdzie często spotkać można zapracowane grzybiarki :) Przede mną duży podbieg i widok zawodnika, którego już prawie doszedłem. Dotarło do mnie, że jestem go w stanie wyprzedzić. W tym miejscu moje tempo mocno się zmienia. Ogarnia mnie szaleństwo i kolejne 2 km biegnę ze czasami 4:02 i 4:05 min/km. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mam jeszcze sporo trasy przed sobą, a tempo już dawno było poza granicami tego co mogę wytrzymać. Bez większych problemów mijam jednak drugiego zawodnika, który wydaje się chwile walczyć ale w końcu odpuszcza. Wtedy pojawiła się myśl, że mogę być pierwszy!

Ostatnie kilometry

To było chyba za Kaczmarkiem jak zobaczyłem zawodnika biegnącego na pierwszej pozycji. Co chwile oglądał się za siebie. Widać było, że jest zmęczony. Kilkukrotnie próbowałem go dojść ale po chwili odchodził. To miejsce, gdzie pojawiają się podbiegi wiec całkiem możliwe, że po prostu na nich zwalniałem. Ostatecznie udało mi się dopaść Łukasza. Najwyraźniej miał dość bo Jego bieg, gdy go mijałem wyglądał już jak spokojny trucht.  Mimo zmęczenia zachęcił mnie jeszcze do biegu – dzięki Łukasz. Do końca nie byłem pewien, czy się uda.  Nie wiedziałem, czy ktoś nie gonił mnie tak samo jak ja dwóch opisanych rywali. Tak się jednak nie stało i ostatecznie na mecie byłem pierwszy. Wygrana to nasz duży sukces. Dla mnie wiara w to, że to co robię ma sens!

Pierwsze 15 kilometrów pokonałem w średnim tempie 4:19 min/km. Ten ostatni nieco szybciej bo w 4:17 min/km. Razem z Jarkiem trasę 103 km pokonaliśmy z czasem brutto 5:11:58. Naszym szybkim pojawieniem się na mecie zaskoczyliśmy nawet organizatorów.

Próba utrzymania tytułu

Szybko zbliżała się data kolejnej edycji ultramaratonu. Od kilku miesięcy, z planem w rękach przygotowywałem się najlepiej jak potrafię pilnując jednak, aby nie wpaść w jakąś chorobę/kontuzję. Z pomocą najbliższych – za co im dziękuję – pilnowałem się zdrowej diety co dość szybko pozwalało mi zrzucić zbędne kilogramy. W dzień startu rzutem na taśmę udało się złapać upragnioną wagę startową (70 kg). Byłem świadomy tego, co poszło nie tak w poprzednich startach. Wiedziałem, że chce ponownie zawalczyć o pierwsze miejsce na podium. Przyznam, że byłem lekko przerażony. Zdawałem sobie sprawę, że inne drużyny również lepiej przygotują się do tego startu. Czekałem na dobór lepszych biegaczy ze strony najszybszych kolarzy. Szybko się okazało, że tak się właśnie stało.

W tym roku z uwagi na brak czasu Jarka nie udało mi się w porę namówić go do udziału w wyścigu. Z pomocą przyszedł Jacek z grupy Rant Team. Jacek to nie tylko specjalista od rowerów ze sklepu Rant ale również kolarz z drużyny, która  w roku 2017 zajęła 2 miejsce. Co z konkurencją? Patrząc na wyniki niektórych zawodników zapowiadał się bardzo mocny wyścig. Poza Jackiem z drużyny Masterchem osobiście nie znałem, żadnego innego biegacza więc strach dobrze motywował mnie do tego co mnie czeka.

Start i taktyka

W dniu startu, czyli 24 lutego 2018, o godzinie 6 czekałem już gotowy na płycie boiska. Było strasznie zimno ale po chwili o tym zapomniałem. Stajemy na linii startu, odliczanie 10, 9 … 3, 2, 1 i biegniemy. Już od 1 km przykleił się do mnie Damian zawodnik komendy powiatowej państwowej straży pożarnej w Żaganiu. Kilka kilometrów trzymał się blisko czasem coś zagadując. Pewnie starał się mnie wyczuć. Na czwartym kilometrze, zaraz po tym jak minęliśmy wieżę Wilkanowską zaczął powoli odchodzić.

Na podbiegach biegliśmy wyłącznie w trójkę. Ja Damian i Marcin (zwycięzca duathlonu solo). Chwile wcześniej krzycząc patrzyliśmy jak duża grupka biegaczy gubi drogę i skręca na plac manewrowy w okolicach ulicy Łużyckiej. Przyznam byłem trochę rozczarowany. Pamiętam jak rok wcześniej w okolicach Jagodowych Wzgórz sznur migających świateł leciał przede mną dając przepiękny pokaz.

Taktyka na bieg była prosta. Spokojnie pokonać pierwszy dystans i jak rok wcześniej nastawić się na walkę w ostatnich 15 km. Tak też zrobiłem. Spokojnie biegłem swoje patrząc jak trzech innych zawodników z numerami 6xx (duathlon tandem) odchodzi do przodu. Strata kilku minut była zaplanowana. Chciałem jednak poprawić czas z poprzedniego roku dlatego starałem się trzymać stabilne i mocne tempo. Po około 61 minutach melduje się na punkcie zmian w okolicach Jeleniowa i przekazuje numer Jackowi. Teraz wszystko w jego nogach. Średnie tempo z pierwszych 15 kilometrów to dokładnie 4:10 min/km, czyli lepiej niż w zeszłym roku. Strata do lidera (Jacek z zespołu Masterchem) około 3 min. Nie martwiłem się. Był to czas, z odzyskaniem którego mój Jacek na pewno sobie poradzi.

Druga zmiana

W poprzednim roku pokonanie trasy rowerzystom zajęło około 3 godzin. Jacka spodziewałem się więc o godzinie 10. Około 9:30 byłem już jednak w drodze na punkt zmian. Jacek według oznaczeń był już z Wysokim czyli bardzo blisko przez co musiałem się mocno spieszyć. Punkt zmian w tym roku został przeniesiony. Wszyscy Ci włączając mnie, którzy spali zamiast pojawić się na odprawie zdziwieni szukali go w okolicach lotniska w Przylepie. Pamiętam, jak rok temu marzliśmy w szczerym polu. Z tego powodu zapewne punkt przeniesiono kilkaset metrów dalej od mety, aby spokojnie schować się na linii lasu.

O godzinie 9:47 widzę Jacka pędzącego z numerkiem w ręce. Za nim kolejnych dwóch kolarzy z KPSP oraz drużyny GEDIA POLAND. Szybka zmiana i biegnę. Wiem, że rywale są tuż za mną więc lecę od początku mocno. Chce, aby stracili jak najwięcej sił/cukru na pogoń za mną. Tempo w okolicy 3:40 min/km. Jacek chwile mi towarzyszy. Wiem, że nie może jechać ze mną wiec wymieniamy się informacjami. Dziękuję mu za to co zrobił i szybko obmyślam plan na następne 15 km. Zawodnicy dochodzą mnie i biegniemy w trójkę. Zapowiadał się długi i ciężki bieg.

W okolicach przejścia kolejowego słyszę szybko nadjeżdżający pociąg. Był blisko! Damian zerwał się do sprintu. Rafał pobiegł za nim. Wiedziałem, że nie zdążymy bo pociąg był za blisko. Pojawiła się jednak wątpliwość. Nie chciałem ich zostawić, więc w tempie 3:06 min/km lecimy ostatnie kilka set metrów pod górkę, aby zdążyć przed pędzącym pociągiem. W ostatniej chwili zadyszani stajemy przed przejazdem patrząc na mijający nas z dużą prędkością skład osobowy. Głupota!

Wyprowadzony w pole

Ponownie ruszamy w trasę lecz kilka set metrów za przejazdem spotykamy dyszącego chłopaka. Pomyślałem, że będzie robił zdjęcia ale tylko dziwnie się na nas popatrzył. Chwile dalej Damian i Rafał skręcają w prawo. Zatrzymuje się i krzyczę do nich, tłumacząc że nie tędy droga. Wymieniamy informację, stawiam na swoim i lecimy prosto. Znam tą trasę, więc szybko zdałem sobie sprawę, że ktoś chciał nas wyprowadzić w pole.

Długo lecimy razem ramie w ramie. Momentami starałem się zrywać ale dwóch pozostałych biegaczy nie odpuszczało. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić im dyktować tempa. Wszystko trenowałem i wiem na co mnie stać. Były dwa scenariusze. Są na tyle mocni, że wytrzymają moje tempo i będziemy sprintem lecieć do mety albo tak, jak rok wcześniej zgubie ich po drodze. Większość km biegnę w tempie w okolicy 3:55 – 4:05 min/km. Damian cały czas trzymał się blisko i nie było po nim widać większego zmęczenia. Obaj bez większego wysiłku trzymaliśmy mocne tempo. Wiedziałem, że jest zawodnikiem klubu z Węglinca. Udało mi się trafić na tą informację gdy czekałem na Jacka, więc wyczekiwałem na jego ataki. O Rafale nie wiedziałem nic ale z kilometra na kilometr ciężko dyszał. Zakładałem, że może uda się go wkrótce zostawić za sobą.

Ucieczka

W końcu dobiegamy do 6-7 km trasy. Mijamy miejsce gdzie często można spotkać pracujące dziewczyny. Wiedziałem, że nie mam na co czekać. Podbiegi miałem przećwiczone. Wszystkie ćwiczenia siłowe zrobione, więc zaatakowałem. Nieszczęśliwie się złożyło, że Damian upuścił opaskę, która w tym miejscu była rozdawana i stracił kilka sekund. Co z Rafałem? Musiał zwolnić, bo od tego miejsca już go nie widziałem. Starałem się nie odwracać tylko biec swoje. Kilka razy jednak spoglądałem bo do Damiana dołączył rowerzysta Krzysztof i wspólnie pokonywali trasę. Wtedy nie wiedziałem, że tak można. Kolejny raz wyszło to, że zamiast spać warto było jednak pojawić się na odprawie :)

Mijamy Kaczmarka. Od mojego wsparcia dostaję informację, że mam 7 sekund przewagi. To nie jest dużo, a przede mną moja ulubiona część trasy. Łapie trochę żela oglądam się za siebie i mocno pracując rękami biegnę pod górę. Czuje, że cały czas jest za mną ale to już ostatnie km i nie dam się przegonić. Tutaj jak się później okazało popełniłem błąd, który zmusił mnie do zatrzymania w okolicach osiedla. Przez ten błąd straciłem praktycznie całą dotychczasową przewagę. Nie byłem pewien co robić :( Kiedy Damian dobiegał do mnie zapadła szybka decyzja i ponownie ruszyłem w ucieczkę. Na alei Wojska Polskiego jeden z ostatnich razy obejrzałem się za siebie. Miałem około 200 m przewagi nad goniącym mnie rywalem. Za przejściem dla pieszych minąłem radiowóz i zauważyłem, że obaj zawodnicy są dalej. Zwalniają! Ten fragment trasy lubię bo wiem, że za chwile jest meta. Dodatkowo nakręcony oddalaniem się rywali, przyśpieszam.

Meta jest blisko

Na ostatnich kilometrach spotykam znajomą, która robi mi zdjęcie. Rzucam kilka słów w jej stronę, pokazuje że jest dobrze i lecę dalej. Mijam jezioro, wbiegam na chodnik gdzie mijający mężczyzna dopinguje mnie do biegu. Nie wiem dlaczego ale biegnę już pewny zwycięstwa. Ostatni podbieg, a ja trzymam tempo w okolicy 4:01 min/km. Mijam Córkę i Żonę, która mówi mi, że nikogo za mną nie ma. Po chwili dodaje, że jest blisko. Rywal blisko!!?? Zrywam się do sprintu i biegnę jak szalony w tempie 3:24 min/km. Czuje jak serce wyrywa mi się z klaty. Skręcam w bramę i zwalniam żeby nie przewrócić się na stromym zbiegu. Ostatni raz oglądam się za siebie i już wiem że nikt mnie nie goni. Ogarnia mnie ulga bo nie muszę już uciekać. Ostatnie kilometry kosztowały mnie dużo sił, ale teraz już wiem, że znowu się udało! Najlepsze jest to, że dopiero później dowiedziałem się, że powiedziała mi „meta jest blisko”. Trasa i rywale zrobili swoje. Widocznie nie miałem już pełnego kontaktu z rzeczywistością :)

Czy jeszcze wrócę?

Moje średnie tempo na dystansie 4:04 min/km i super jazda Jacka pozwoliła ustanowić nowy rekord trasy 4 godziny 50 minut i 32 sekundy.

Tym drugim startem chciałem sprawdzić czy wygrana z 2017 była przypadkiem. Teraz już wiem, że nie. Zarówno start w roku 2017 i ten aktualny były dla mnie fajną przygodą.

Jeśli też was to interesuje. Jeśli macie dużo czasu, chcecie poświęcić trochę zdrowia to próbujcie swoich sił w tej kategorii. Jak widać na moim przykładzie amatora biegacza można wygrać z najlepszymi.

Ja swoje udowodniłem i chyba czas poszukać nowych wyzwań ;) Tak się szczęśliwie złożyło, że udało mi się namówić jedną z zielonogórskich firm z branży IT do wsparcia mojej pasji do biegania. Od początku sezonu będę zatem reprezentował firmę Metapack Polska w Lubuskiej lidze biegowej. Dlatego z tego miejsca chciałbym podziękować firmie Metapack Polska.

Do zobaczenia na starcie!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *